czas na polskie SANECZKARSTWO
budzik pzssan

Tor saneczkowy w Mikuszowicach

 

 

Nie wszyscy amatorzy nart i zimowych górskich wędrówek wiedzą, że przy drodze na Kozią Górę w Bielsku-Białej znajdują się pozostałości po torze saneczkowym, który w XX wieku zyskał sławę najtrudniejszego w Europie.

Można powiedzieć, że kamień węgielny pod budowę toru saneczkowego w Cygańskim Lesie położyli drwale, którzy zbudowali w tych okolicach drewnianą chatę. Z czasem korzystali z niej także coraz liczniej przybywający na Kozią Górkę turyści, dlatego w 1909 roku została przebudowana na schronisko. Wtedy też rozpoczęto prace nad przekształceniem naturalnej ścieżki górskiej z Koziej Góry na prymitywny tor saneczkowy dla młodzieży szkolnej.

Mistrzowie świata i olimpijczycy

Pierwszy tor był ziemny, wzmocniony kamieniami i deskami. - Mogli z niego korzystać wszyscy chętni, którzy mieli dość odwagi. Zjazd z Koziej Górki kończył się niedaleko restauracji Emmenhof. Tam zostawiało się sanki, które wypożyczano w schronisku - pisze w swojej najnowszej książce historyk Jacek Kachel ("Sekrety Bielska-Białej").

Ówczesny tor miał długość ok. 1050 m. Oprócz Polaków, korzystali z niego Austriacy, Niemcy i Szwajcarzy. Największą sławę zyskał w latach 50. i 60. XX wieku, gdy trenowali na nim polscy mistrzowie świata i olimpijczycy, w tym mistrzyni świata z Königssee (1970) Barbara Piecha-Gawior.

 - To był wąski, bardzo kręty tor, a przy tym niebezpieczny, bo lód i śnieg tworzyły na nim muldy, więc łatwo było wylecieć poza bandy. Lubiłam na nim startować, choć trzy razy z niego wyleciałam - wspominała Wiesława Martyka-Wachla, olimpijka i trzykrotna mistrzyni Polski.

Kręta rynna lodowa

W  marcu 1952 roku saneczkarz Zbigniew Lacheta zorganizował w Mikuszowicach pierwsze zawody po II wojnie światowej. Wzięło w nich udział ponad 100 sportowców, m.in. z Krakowa, Krynicy, Karpacza, Nowego Sącza i Katowic. Z czasem na bielskim torze organizowano mistrzostwa Polski, choć zawody rangi europejskiej czy światowej odbywały się w Krynicy i Karpaczu ze względu na lepszą infrastrukturę.

 - Mój ojciec, Tadeusz był trenerem młodych saneczkarzy z Pszczyny i bywałem wielokrotnie na torze w Mikuszowicach na zawodach saneczkarzy i saneczkarek, zarówno jedynek, jak i dwójek. Widzieć na żywo ślizgi zawodników, to jest zupełnie coś innego niż w telewizji, bo telewizja nie pokazuje tego, co w saneczkarstwie najważniejsze - opowiada syn jednego z bielskich trenerów saneczkarstwa, Rajmund Pollak.

Tor szybko zyskał sławę jednego z najtrudniejszych w Europie. Mówiono o nim "tor dla odważnych”, gdyż miał formę krętej rynny lodowej, na której zawodnicy mogli rozpędzić się nawet do 100 km/godz. Po śmiertelnych wypadkach, w których zginęli m.in. Czesław Ryłko i 19-letni Paweł Ryba, niektórzy nazywali go "torem śmierci".

Z czasem zainteresowanie saneczkarstwem w naszym kraju zmalało. Bielski tor podzielono na dwa krótsze odcinki, żeby lepiej odpowiadał międzynarodowym standardom, ale po wypadku Pawła Ryby w 1985 roku zawody i treningi odbywały się tam coraz rzadziej. Przez wiele lat fani saneczkarstwa walczyli o przywrócenie rangi historycznemu obiektowi, lecz z powodu braku funduszy nie udało im się to.

Autor: Agnieszka Pollak-Olszowska
Foto: Wojciech Gorgolewski  (tor w Mikuszowicach w latach 60. ub. wieku)

Historia słynnego toru saneczkowego w Mikuszowicach

Ślizgano się na nim już w XIX wieku. Kilkakrotnie przebudowywany, tor w Mikuszowicach był uznawany za jeden z najtrudniejszych w Europie.

Mikuszowicki tor na północnym stoku Koziej Górze (686 m) zawdzięcza swoje istnienie schronisku Stefanka. Dawne pomieszczenie dla robotników leśnych w 1909 roku zmieniło się w schronisko. W 1926 roku przejęło je niemieckie towarzystwo turystyczne Beskidenverein i zagospodarowało dla potrzeb istniejącego już w 1899 roku (inne źródła podają rok 1896) toru saneczkowego. 

W latach międzywojennych turyści, głównie niemieccy, wypożyczali w Stefance sanki (przeważnie duże, czteroosobowe) i po wariackiej jeździe zatrzymywali się dopiero koło restauracji nieopodal Lasku Cygańskiego (dziś jest tam dom wczasowy). 
Po wojnie tor został odbudowany, a saneczkarze zaczęli na nim ponownie startować m.in. dzięki... Górnikowi Katowice. "Sport" pisał w 1952 roku: "Sport saneczkowy w Polsce wkroczył na nowe tory. W roku 1952, w którym przypada 40-lecie polskiego saneczkarstwa, specjalny nacisk zostanie położony na umasowienie tej gałęzi sportu wśród najszerszych rzesz ludzi pracy". Wychodząc naprzeciw uchwałom plenum sekcji saneczkarskiej Głównego Komitetu Kultury Fizycznej, kierownik sekcji Górnika i zapalony saneczkarz Zbigniew Lacheta 2 marca 1952 roku zorganizował w Mikuszowicach pierwsze po wojnie zawody. Wzięło w nich udział ponad 100 sportowców z Krakowa, Krynicy, Karpacza, Nowego Sącza, Krakowa i Katowic. Startowali oni również w skeletonie i bobslejach dwuosobowych. Obiekt szybko zyskał renomę jednego z najtrudniejszych w Europie. Mówiło się, że to tor dla odważnych. Górna część był otoczona kamiennymi bandami, dolna - drewnianymi. Tor był bardzo długi (2300 m) i zawodnicy jechali nim około czterech minut. 

Na Koziej Górze rozgrywano coraz więcej zawodów z mistrzostwami Polski włącznie. Organizację mistrzostw świata czy Europy otrzymywały jednak Karpacz i Krynica. - To dlatego, że w Mikuszowicach brakowało odpowiedniej infrastruktury. A w Krynicy meta znajdowała się w samym centrum miasta - żałuje Antoni Gębala, długoletni działacz tego sportu z Bielska-Białej.
Do Mikuszowic przyjeżdżali ćwiczyć m.in. saneczkarze katowickich klubów Start, Górnik i GKS. 

W latach 50., 60. i jeszcze na początku 70. polscy saneczkarze stanowili światową czołówkę na torach lodowych. Nigdy wprawdzie nie sięgnęli po olimpijskie krążki, ale Barbara Piecha z GKS-u Katowice czy Jerzy Wojnar z Olszy Kraków zdobywali mistrzostwo świata. Medalową formę szlifowali m.in. na mikuszowickim torze.

Z czasem tor przestał odpowiadać międzynarodowym wymaganiom. Był zbyt długi, więc został podzielony na dwa odcinki. Ostatnie 20 lat upłynęło pod znakiem bezskutecznych starań kurczącej się grupy działaczy o przywrócenie świetności historycznemu obiektowi. To byłby zresztą temat na jeszcze jedną opowieść. Byłyby w niej protesty ekologów, niewykorzystane dotacje państwowe czy błędy budowlane.

Szansą dla obiektu mogły być igrzyska olimpijskie. Kiedy Jan Steler, wiceprezydent Międzynarodowej Federacji Saneczkarskiej, Polak od lat mieszkający we Francji, dowiedział się, że Polska ubiega się o organizację IO w 2006 roku, chciał bezpłatnie przekazać projekt sztucznie lodzonego toru w Mikuszowicach. Niestety, komitet organizacyjny IO uznał, że olimpijski tor powstanie koło Zakopanego, a na dodatek ówczesne władze Bielska-Białej nie zainteresowały się gestem Stelera.

Autor: Piotr Zawadzki